„Gratuluję nie tylko osiągnięć (o których już wiedziałam wcześniej!), ale tego wystąpienia dziś – mega inspirujące, budujące i ciekawe, wow!
Twoja historia przypomina mi trochę historię mojej siostry – kiedyś wielkiej fanki triathlonów i ironmana – dzisiaj została przy swoim ukochanym bieganiu (a niektóre powody tej zmiany pokrywają się z Twoimi).
No i moja siostra jest też przykładem, że jak się chce to można, szukając sposobów, nie wymówek – nawet jako matka 3 małych dzieci i psa (w nawiązaniu do ostatniego pytania😃)
Poza tym, bardzo lubię analogię życie-biznes-sport, bo kocham sport i mom zdaniem nic tak nie kształtuje charakteru i podejścia do życia.”
To jeden z maili jakie dostałem po wystąpieniu jakie miałem dla jednego z moich ukochanych klientów. To pytanie na jakie się powołuje się w mailu powyżej autor/ka brzmiało jakoś tak: „A czy osiąganie TAKICH jak Twoje rezultatów jest możliwe jeśli jest się samotną kobietą z dziećmi bez wsparcia partnera.” Miałem dwie odpowiedzi. Pierwsza brzmiała NIE. Nie bójmy się tego powiedzieć. Nie ma co się zabierać za próbę zostania Mistrzynią Świata IRONMAN jeśli nie ma się idealnych warunków wspierających siebie i swoje samodoskonalenie się. Poziom mistrzowski nie wymaga tylko ciężkiej pracy, ale i wszelkich wspierających je okoliczności. Jest też jednak druga odpowiedź: czy ten cel (zostanę mistrzynią świata) jest dobrze postawiony w tym momencie. Bo jeśli na tu i teraz nie mamy warunków i możliwości, to co z tego, że stawiamy sobie ambitne cele, jeśli albo są one nierealistyczne, albo domknięcie ich kolanem będzie nas (i wszystkich dookoła kosztowało zbyt wiele). Moja rekomendacja, żeby nie zaczynam zabawy w IRONMANA jak się ma dzieci do 10 roku życia ciągle aktualna! Niestety czasami wyżej dupy się nie podskoczy, choć bardzo by się chciało. I jasne, że bardzo boli, jak nie wszystko możemy zaplanować, a potem zrealizować. Czasami chodzi o odroczenie wyznaczeniu sobie celu. Czasami trzeba poczekać z marzeniami aż podrosną dzieciaki (long term), albo skończy się promocję napisanej książki (short term). Czasami jednak chodzi o to, że marzenia są zbyt wygórowane do możliwości.
Jednym z moich największych odkryć 2024r jest odpowiedź na moje pytanie jakie dostałem od mojego trenera: „nie, nie ma szans na 5km w sub 15’”. Chyba nie muszę mówić jak brzmiało pytanie. Odpowiedź ta zrewidowała moje ambicje i plany na II połowę roku 2024 i dzięki temu mogę się pochwalić życiówką w maratonie. Czy żałuję tego, że nigdy w życiu już nie pobiegnę 14’:xx. Tak. I to jak. Ale podchodząc do tego racjonalnie, szansa na to (nawet jeśli jakakolwiek była) została zastąpiona racjonalnym i zdroworozsądkową alternatywą.
Dużą część dzisiejszej prezentacji poświęciłem nie tyle reagowaniu na sytuację, kiedy pojawi się kryzys motywacyjny, ale na antycypację demotywacji. Bo ona pojawia się zawsze. Tak jak wschód i zachód słońca. Jesteśmy w dość newralgicznym okresie roku dla procesu stawiania celów. Ten wschód, to będą Wasze postanowienia noworoczne, lub plany do osiągnięcia w 2025. Kiedy będzie motywacyjny zachód? Dla niektórych to będzie Blue Monday, dla niektórych marcowy „the quitters day” (dzień w których garmin connect i strava notują dramatyczny spadek uploadingu treningów). Warto wiec od razu to przewidzieć. Wśród 3 rzeczy jakie rekomendowałem kluczowym jest uzgodniony cel. Uzgodniony, nie SMART. Uważam, że mamy problem ze SMART-em jako akronimem do stawiania celów. Nie dlatego, ze nie działa (działa), nie dlatego, że jest go kilka wersji (jest). Często dlatego, że potrafimy powiedzieć, jak bardzo powinien być zaburzony balans pomiędzy A (ambitny) a R (realistyczny). McClelland przecież mówi, ze motywują nas zadanie „średnio-trudne”. Za trudne, demotywują. Gdzie przebiega ta granica? Ja od pewnego czasu przesuwam akcent z danej wersji SMART (cel, który nie jest smart jest marzeniem, nie celem) w stronę uzgodnienia. Mój ukochany Ken Blanchard wyraźnie mówi: cel uzgodniony, to cel, w którym potrafisz powiedzieć:
a) Jakiego rezultatu oczekujesz
b) Gdzie jest twój próg satysfakcji
c) Jakie jest jego sens (dlaczego akurat to i w takiej skali wykonu)
d) Data zapadalności i sposób monitoringu.
Jeśli znasz odpowiedz na te pytania i potrafisz „obronić” w szczególności dlaczego, to a priori masz jedną z kluczowych rzeczy potrzebnych do przewidywania demotywacji: powód. A jak się ma powód, to jak twierdzi Sinek, jak i co, są tylko następstwem.
Na domknięcie tego felietonu chciałbym podzielić się innym spostrzeżeniem. A co jeśli myślenie w kategoriach: „nie stać mnie (czasowo, obowiązkowo, ekonomicznie) na rozpoczęcie realizacji tak ambitnego celu” to jedynie wymówka, bo wiecie ile będzie Was to kosztowało (nawet jeśli w zasięgu). Chcecie prosty test? Proszę. Zmniejszcie cel o połowę. A następnie:
a) dzień po postawieniu sobie tego celu sprawdźcie co zrobicie TEGO DNIA, żeby ten cel zrealizować.
b) sprawdźcie po 2 miesiącach czy dalej go realizujecie
c) jak go zrealizujecie zadajcie sobie pytanie: „z jakiego powodu kolejny musi być większy… i czy Was na to stać”…
I nie ma znaczenia czy jesteście kobitą czy facetem. Ściągacie się o złamanie 50’/10km czy jesteście mną, mknącym za zajączkiem RP M50 w maratonie. Patrzę na swoją prezentację i naprawdę swobodnie zmieniam MKON’a na kogokolwiek a bieganie/triathlon na cokolwiek. To co stosowałem wobec siebie w kwestiach motywacji ma zastosowanie z jakimkolwiek celem i przez kogokolwiek (bez względu na płeć).