Robiłem w dniu wczorajszym zbiór swoich felietonów ad 2024* i zrozumiałem, ze mamy luty 2025, a ja jeszcze nic nie wyskrobałem. Dlaczego? Bo nic się szczególnego nie działo, albo nawet jak mnie nachodziła chęć, to uświadamiałem sobie, że „o tym to już było”. O tym co poniżej tez już pewnie było, ale zjawisko oddziaływania innych na motywację, akurat w dniu wczorajszym, mocno mną szarpnęło. Więc pozwoliłem sobie skreślić tych kilka słów.
W modelu self determination theory, najbardziej odpowiada mi ta część „self”. Nie lubię trenować z kimś. Generalnie afiliacja to potrzeba, której nie mam za bardzo rozwiniętej. A najlepszym rodzajem konwersacji ze mną, jest ta, w której to ktoś mówi, a ja cierpliwie słucham i nic nie muszę mówić :).
Ale żeby nie było, że tak tylko sam jak patyk, to koncept o rywalu zbadany przez pana G.J Kiduffa i spółkę bardzo mnie przekonuje
Przypomnę: podświadomie motywują nas do dodatkowego wysiłku dokonania osoby, którą uznajemy za rywala. Definicja rywala jest dość dobrze określona:
a) Osoba z którą jesteśmy w jakiejś tam relacji (wiemy o sobie)
b) Mamy powtarzalną rywalizację (przecinamy się)
c) Reprezentujemy podobny poziom.
Wykorzystuję ten koncept nie tylko w rywalizacji sportowej, ale również na szkoleniach, jak rozmawiamy o relacjach w pracy i współpracy. Ciekawe jest zastanawianie się, kiedy kolega/koleżanka i jej wyniki motywują, a w którym momencie zaczynamy jemu/jej tylko zazdrościć, ale nie próbujemy „doszusować” do tego poziomu.
Idąc dalej w stronę wiwisekcji i rachunku sumienia, to słaby jestem też w negocjowanie. Szczególnie jeśli negocjuję z wirtualnymi fejsbukowymi 11tys. osobami, kilkoma tysiącami na Instagramie i pewnie sporą gromadką czytelników tego bloga (prawie pół tysiąca).
Jak to możliwe? Mam tutaj w Monte Gordo taką rutynę, że każdy trening kończę na plaży. Mam tam kartonik, skitraną piłeczkę, no i 5 litrową butlę z mokrym piachem. Do ćwiczeń, rolowania tyłka i rozciagania. Zmusza mnie to do nie odkładania ćwiczenia, bo mimo, że wiem i rozumiem, to leń kusi. Czasami jednak umówione spotkanie czy godzina rozpoczęcia szkolenia zmusza mnie do pognania do domu i zaparkowania tego rozciągania czy jogi na wieczór. A wieczorem wiadomo jak jest.
Po całym dniu, jest milion innych bardzo istotnych spraw (nazywają się one wymówkami). I albo zaczyna się proces prokrastynacji ćwiczeń (akurat wczoraj i ćwiczeń i jogi), albo włącza mi się w głowie proces racjonalizacji: ciężki dzień, jutro ciężkie bieganie, na razie 100% wykonań, odpuścisz ten jeden raz – nic się nie stanie.
Pomimo tego, że nie jest to główny motywator, osoby śledzące mój profil jednak mają mocny wpływ na moje potencjalne NIE. Nawet jeśli a) nie są tego świadomi, b) nawet nie specjalnie coś robią (jak robią to dla niektórych nawet lepiej). Otóż za każdym razem jak mam ten opisany wyżej dylemat, to przypominam sobie dwie sytuacje:
1. 2 lata temu, Justyna Mazonik, robi z mojego wpisu instagramowego (s.mentor) mema, który staje się jej motywatorem. Szło to jakoś tak: „jak pojawia Ci się w głowie myśl, że nie chce Ci się ćwiczyć, zacznij się przebierać”.
2. Tekst jaki przesłał mi Rafał Żak, kiedy to żonka wysyłała go pobiegać mówiąc: „co powiem MKON jak kiedyś się dowie, ze nie poszedłeś”
W obydwu przypadkach nasze związki motywacyjne są pasywne. Ani Justynie nie muszę się tłumaczyć, ze czegoś nie zrobiłem, ani „ŻAKU patrzy! MKON do roboty” się nie dzieje. Przecież nie jestem aż tak zafiksowany na punkcie mojego trenowania, żeby włączać garmina na czas jogi czy ćwiczeń.
Ale wczoraj w głowie miałem taką myśl: no dziewczyna na pewno ćwiczy patrząc na tego mema, a Gośka (żona Rafała) straci argumentację, jak jeszcze kiedykolwiek będzie chciała Żaka namówić. No to do roboty. I zadziałało!
I to jest to Pańśtwa oddziaływanie. Zrobiłem jogę, mając w planie odpuszczenie ćwiczeń (bo wystarczy). Po jodze pomyślałem, że jednak nie po to rozpuszczam wszem i wobec w socialach komunikaty o tym jaki to jest konsekwentny i zdeterminowny, żeby jednak nie zrobić i II części. I zrobiłem. Duma milion.
Więc dobrze Państwo mi robicie (na lenia), nawet jeśli nic nie robicie 😉
* regularni czytelnicy tego bloga pewnie nie potrzebują, ale mogę podesłać 😊 Poproszę tylko maila!
Ten numer z „zacznij się przebierać” to chyba to samo, co próbuję uskuteczniać ja: gdy nadchodzi wahanie, gdy atakuje wymówka, to próbuję przestać myśleć i zacząć tępo i bezmózgowo przygotowywać trening. Ruszać ciałem w kierunku wyjścia. Działa. (Czasem). A pomysł ten podsunął mi pewnie jakiś Marcin z Kieźlin, nie pamiętam.
Jak mogłeś myśleć że nic nie robimy😉? A tak serio to uwierz, że odkąd pamiętam to mkon jest self motivated (wyniki!). A teraz jeszcze motywacja płynie szerokim strumieniem do innych (jak mi się nie chce to przypominam sobie Twoje słowa np. I co zyskam jak zrobię 5 powitań słońca zamiast 3? 😁. Czas tyka, nie ma sensu odpuszczać czy przekładać na jutro ☺️