Mamy w swoim zespole taki zwyczaj, że na każdym spotkaniu (raz na 2 tygodnie) ktoś prezentuje jakąś książkę. Ostatnimi czasy zapadły mi w głowę dwie prezentacje moich koleżanek, które teoretycznie są ze sobą sprzeczne. Otóż jedna (pisana swoją drogą przez triathlonistę – Rafała Żaka), nawiązuje do roli trenera i tego na ile korzysta on/a w swojej pracy z evidence based learning. Ergo na ile powielamy mity, a na ile koncepty jakie sprzedajemy na szkoleniach mają pokrycie w rzetelnych badaniach. Druga książka: „Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu” Matyldy Gerber, mówić coś innego. Jeśli masz doświadczenie w danej materii i rozkminiając jakiś problem CZUJESZ intuicyjnie coś, to podążaj tym tropem. Jeśli nie masz doświadczenia, to zbieraj dalej dane, które pozwolą ci podjąć właściwą decyzję.
Obydwie książki mają duży związek z filmikiem, jaki obejrzałem (a właściwie wysłuchałem) jadąc ostatnio na szkolenie do Wrocławia. Filmik, zatytułowany: „Jak rozciąganie zmienia twoje mięśnie” (link do filmiku na końcu tekstu).
Wydaje mi się, że temat rozciągania był już wałkowany na wszystkie możliwe sposoby. Zwolenników rozciągania przed, po, w ogóle, czy fascynatów rozciągania, którzy potrafią robić to przez pół dnia znam na pęczki. Statyczne, dynamiczne, tooooony książek i tekstów w necie. Dla mnie (idąc tropem p. Gerber) kluczem jest intuicja. A po obejrzeniu tego filmiku, ta intuicja ma znamiona TED based evidence 😉
Cóż jest takiego w tym filmiku, ze postanowiłem zawrócić Państwu gitarę? Primo: rozciąganie przed startem/wysiłkiem jak dla mnie nie powinno zajmować zbyt długo. Autorzy filmiku piszą o 10’ rozciągania danej partii mięśniowej. Przed MP na 10000m dostałem lekki OPR od Pawła Ochala, który wysyłał mnie na rozgrzewkę na 50’ przed startem, argumentując, że jest to rozgrzewka lekkoatletyczna, nie triathlonowa 😊 Argument był słuszny, bo przed startami tri nie rozciągałem się wcale. Ledwie parę wymachów ramionami i byłem gotowy do pływania. Za to przez całe swoje startowe życie przed startami lekkoatletycznymi roztruchtanie (rozgrzewka) i rozciąganie zarówno rąk jak i dolnych partii mięśni włącznie z przebieżkami zajmowało mi nie więcej niż 30’. 2km rozgrzewki potem circa 10-15’ na nogi (większość elementów rozciągania statycznego), 4x100m rytmy i voila. Intuicyjnie i osobniczo to jest MÓJ sposób. Choć pamiętam raz dostałem z kolei OPR z kolei od Kowalskiego jak podpierałem słup rozciągając statycznie mięśnie brzuchate łydki i że tak się nie robi. Jeszcze raz chcę to podkreślić. Na mnie i u mnie to działa. A co o tym mówią „evidence based koncepty”, to nie wiem 😊
Te 10’ rozciągania i to co dzięki temu robi się z mięśniem i dlaczego i ile to „za długo”, to kolejna rzecz jaka mnie zainspirowała w tym krótkim filmiku. Od 2 lat chodzę na jogę. Ciągle nie robię skłonu na siedząco, żeby dotknąć głową do kolan. Ale czuję, że powoli, powoli te mięśnie (szczególnie dwugłowe) się uelastyczniają. Znaczy raz rozciągnięte nie wracają (jak gumka recepturka) do swojego pierwotnego kształtu. Rozciągane, zaczynają „poddawać się”. Więc może kiedyś dane mi będzie tę asanę popełnić 😉
Podobnie INTUICYJNIE zupełnie staram się wykonywać rozciąganiową sześciominutówkę MKON’a po każdym bieganiu. 30” na obydwa płaszczkowate 30” na obydwa brzuchate, po minucie na czworogłowe (przy ścianie – ma to jakąś nazwę, ale nie pamiętam), po 30” na nogę dwójki i 60” na skłony ze skrzyżowanymi nogami lub rozciąganie pośladkowych (na stole). Jakby nie liczyć wychodzi 6’ netto. Żadna inwestycja czasowa a zysk ogromny (choćby w formie placebo).
I znowu, ani w tym filmiku, ani nigdzie indziej nie przeczytałem, ze są jakieś mega (po)ważne badania, które mówią, że dzięki temu mięśnie i stawy, które na treningu dostały przecież i tak wpierdziel mówią mi: „dziękuję MKON”. Ja po prostu czuję, że dobrze mi to robi. I znowu, (bo mam 25 latach biegania w portolio), mogę powiedzieć: „Pani Matyldo, dobra teza”.