Mimo, że w 2024r nie zrealizowałem ŻADNEGO ze stawianych sobie celów, to patrzę na niego jako na jeden z lepszych 12 miesięcy w mojej karierze sportowej. Dlaczego? Czy grudniowa życiówka w maratonie mocno się do tego przyczynia? Niekoniecznie. Patrzę na 2024 raczej jako na inwestycję w 2025 i lata kolejne. A dlaczego?
O tym poniżej:
1. Kiedy koniec z życiówkami?
Pamiętam najbardziej kryzysowy moment zarówno maratonu w Berlinie jak i tego w Walencji. W obydwu, mimo cierpienia i mocno słabnącego tempa miałem spokojną głowę, że sub 2:30 jest w zasięgu. W Walencji to nawet nie tyle było w zasięgu, ale ja byłem PRZEKONANY, że zrobię życiówkę. Czy jest to tylko kwestia treningu? Ilości doświadczenia? A może po prostu przeskoczyłem ze swoją formą na wyższy poziom? Nie wiem. Wiem natomiast, że pewne granice w mojej głowie zostały przełamane. Nie mam żadnych, ale to żadnych barier przed myśleniem o startach sub 16’/5km czy sub 33’/10km. Albo treningowo 3x4km po 3:15/km lub nawet odcinkach kilometrowych w okolicach 3’/km. Bo to wszystko w większym (choć częściej w mniejszym) komforcie biegałem. Więc nie myślę na razie w kategoriach „kiedy koniec z życiówkami”, tylko raczej „ile jeszcze można wycisnąć”. Szczególnie w maratonie. A, żeby jeszcze więcej wycisnąć, to jeszcze mocniej trzeba będzie zwrócić uwagę na szczegóły i szczególiki
Dupne ćwiczenia
I jeśli miałbym tym szczególikom poświęcić resztę tekstu, to zacząłbym od ćwiczeń siłowych. Z którymi jakoś nigdy nie było mi po drodze. Joga wydawała się kompensować wzmacnianie core i rozciąganie, a za każdym razem jak fizjo kazał mi (leżąc na brzuchu) podnieść nogę do góry, to wiedziałem, że najpierw powinienem napiąć pośladek, a dopiero potem pracować mięśniem dwugłowym. Jednak od wizyty u Michała Michałkowa w Szklarskiej i spotkaniu innego Michała, moje ćwiczenia się zmieniły. Po pierwsze, miałem w głowie, ze bieganie to nie triathlon, wiec powinienem jednak bardziej antycypować kontuzje. A, co za tym idzie wzmacniać te obszary, które za to bieganie są najbardziej odpowiedzialne, a nie pracują.
Za to rozluźniać te, które te nie pracujące kompensują. I padło na mięśnie brzucha, rozluźnianie zginaczy lędźwi oraz dupska. I robiłem zalecone mi ćwiczenia CODZIENNIE. Potem Daniel Godlewski dołożył ćwiczenia z ciężarkami, a masażysta Marcin, pokazał mi jak rozluźniać to, co powoduje u mnie największy burdel. I jeśli miałbym wskazać jedno takie, któremu poza ćwiczeniami poświeciłem najwięcej czasu, będzie to dupsko. Myślę, że przez całe 17 lat trenowania nie rolowałem piłeczką (na siedząco, leżąco i stojąco) dupska i okolic tyle, ile w tym roku. Ale dzięki temu nie czuję żadnego, naprawdę żadnego napięcia w odcinku lędźwiowym. A jak tylko pojawi się jakikolwiek dyskomfort napięciowy w… kolanach, to natychmiast znęcam się na dupskiem do progu bólu. Polecam. Ale polecam również myślenie, jakie włączyło mi się na jednym z treningów, kiedy to na 2km do końca w głowie pojawiła się myśl: „dzisiaj ćwiczenia zrobię sobie po południu. Albo w ogóle odpuszczę. Codzienne robię, jak raz nie zrobię, nic się nie stanie”. Jednak zaraz potem przypomniałem sobie myśl z początku tego treningu, która brzmiała tak: „kurde jak zajebiście luźno mi się biegnie i przede wszystkim nic nie boli… to pewnie zasługa tej regularności w ćwiczeniach”. Więc wiece rozumiecie. O systematykę chodzi (a ćwiczenia oczywiście po tym treningu zrobiłem)
3. 3 litry wody dziennie
W przeciągu ostatnich 2 lat pracowałem z 2 dietetykami. Zosią Piotrowską i Michałem Plechą. Z obojga Państwa jestem ogromnie zadowolony. Z Zosią zakończyliśmy współpracę tekstem: „MKON, jak już Ciebie niczego więcej nie nauczę. Ty już wszystko wiesz, co jest Ci potrzebne, do prowadzenia się”. Michał podobnie. Pokazał mi schematy, gramaturę w okresie zrzucania wagi, w okresie startowym do 5km i tę do maratonu. Obydwoje starali się jak mogli dostosować swoje jadłospisy do moich podróży służbowych. I przyznać muszę to, co najmocniej kultywowałem w 2024, to nie tylko gramatura posiłków (najczęściej 100g ryżu lub 120-150g makaronu), ale 3 litry wody dziennie. Bo zarówno Zosia jak i Michał WBIJALI mi do głowy, że muszę w siebie wlewać taką właśnie ilość wody. I choć czasami szło mi to bardzo opornie, to starałem się przez cały okres (latem oczywiście było to łatwiejsze) pić tę zalecaną ilość. Szczególnie przydawały się te litry jak chciało się jeść 😊 Ja wyjątkowo mało pijam. I złapałem się na tym, że wystarczy, że popiję mniej, niż np. 2l i już waga mi skacze. Więc nie tylko widzę sens, ale i skutki. Choć z obydwu tych współpracy i tak na zawsze zostanie mi w głowie tekst: zjedź pół porcji… Ach jak łatwo się takie rzeczy pisze w zaleceniach ;)
Na koniec tego podsumowującego 2024 rok felietonu, kilka moich naj:
1. Najgorszy start – 5km w Biegu Ursynowa. Bieg, w którym miałem zarobić życiówkę na 5km, ale ambicja przegrała z możliwościami. Za to na pamiątkę po tym wysiłku został mi przez 3 tygodnie hemoroid. 😊 Nie polecam
2. Najlepszy start – maraton w Berlinie. Myślę, że wycisnąłem z tego startu 110% tego na co byłem przygotowany. Wszystko to co napisałem w pkt. 1 to pokłosie tego, co działo się w mojej głowie od 30km tego startu. Maraton w Walencji i personal best 2:29:10 był tylko domknięciem tej przygody
3. Najlepsza porada jaką dostałem to rekomendacja od Mariusza Giżyńskiego, kiedy to po Biegu Ursynowa zastanawiałem się, czy cisnąć dalej prędkość, czy dać sobie szansę w maratonie.
4. Najlepszy trening jaki wykonałem to stadionowe 6x1km, z których 2 odcinki planowane były na 2:50/km. I dałem radę! Duma milion!
5. Najdziwniejszy start, to 10km na Mokotowie w Warszawie. Prawdopodobnie ostatnia wygrana OPEN w życiu, ale wolę przegrywać, niż się wstydzić za tych wszystkich młokosów.
Na koniec specjalne podziękowania dla Zbycha Łapińskiego, bez rowerowej pomocy którego nie ubiegłbym żadnego z letnich, ani tych jesiennych treningów maratońskich.
Dobry! Bardzo poproszę o felietony, wracam do trenowania po 3 letniej przerwie, przyda się trochę motywacji! Przeczytałem kiedyś wszystkie! Dzięki! Pozdrawiam. Tomek.
tomasz_starzycki@o2.pl
A co to za porada od Mariusza, bo nie napisałeś…