Nie przeginaj ze zginaczem biodra
MKON, jestem po 6h jeździe samochodem, myślisz że to dobry pomysł, żeby jak dojadę robić trening progowy? Czy może opcją jest po prostu zrobić lekkie rozbieganie?
Opowiedziałem się za tą druga opcją, choć jakbym był na miejscu pytającego to pewnie nie robiłbym nic poza spacerem.
W dzisiejszym felietonie chciałbym poruszyć, a właściwie przypomnieć dwie kwestie, dość mocno związane z pytaniem kolegi.
Logistyka treningu, czyli dlaczego planowanie na kilka kroków do przodu ma znaczenie.
Wracając do rozmowy przytoczonej na początku felietonu, mocno się zdziwiłem, ze taki dylemat kolega w ogóle ma. To trochę tak, jakby ktoś mnie zapytał o to czy można pić alko przed zawodami. Sam pomysł jest tak kuriozalny, że zdziwienie może budzić fakt, że ktokolwiek bierze go pod uwagę (swoją drogą polecam profil SPORT_NA_SUCHO) na Instagramie. Podobnie z pytaniem kolegi. Dla mnie taki dylemat teoretycznie nie istnieje, bo jeśli wiedziałbym o konieczności podróży i jednocześnie znałbym swoje plany startowe i mniej więcej lokalizację kluczowych treningów w BPS, to antycypacyjnie zaplanowałbym ten trening innego dnia. Jeśli naprawdę byłoby to trudne, wersją typu: „mniejsze zło” jest wykonanie tego treningu przed wyjazdem. Ale wtedy tez zadbałbym przynajmniej o 1-2h przerwy pomiędzy treningiem, a wejściem do auta. Bo tutaj pojawia się drugi bohater mojego tekstu, a mianowicie zginacz biodra.
Dlaczego siedzenie nie idzie w parze z bieganiem.
Nie jestem fizjologiem, więc proszę nie spodziewać się zbyt naukowego wywodu odnośnie tego mięśnia, ale raczej z doświadczenia chcę ostrzec. Bezkontuzyjne czy też szybkie bieganie nie idzie w parze z długim siedzeniem. A już na pewno nie z długim siedzeniem w aucie, gdzie kąt zgięcia biodra jest jeszcze mniejszy niż w siedzeniu na krześle. Od kontuzji z 2018r, kiedy to nie wiedziałem (i wstyd powiedzieć, mój fizji też załapał związku) o korelacji: jazda autem – przykurczenie zginacza, dmucham i chucham na ten mięsień. Organoleptycznie działa to u mnie w ten sposób, że moment, w którym rolowanie i rozciąganie mięśni czworogłowych nie powoduje zmniejszenia tonusu mięśniowego tamże, to natychmiast uruchamiam protokół rozluźniania zginacza bioder na kolejnej wizycie u fizjo. Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne. I niestety trudne do wykonania samemu. Ale nawet próby samodzielnego nacisku na zginacz i „prąd”, który idzie do czwórki, pokazują wyraźnie, czy to „dobre miejsce”. Zwykle po 2 takich aktywacjach problem znika i pojawia się przy okazji kolejnej intensywnej sesji lub kolejnej podróży służbowej.
Oczywiście są ćwiczenia umożliwiające prewencje przykurczu czy też wzmacniania zginacza. Moje top3 to:
- dość ostre/inwazyjne rolowanie piłeczką jako follow up rolowania wałkiem
- rozciąganie przy ścianie (łatwiej jest mi wkleić zdjęcie, niż opisywać proces). Kluczem jest jednak tutaj napinanie pośladka i w miarę rozciągania, czy też adaptacji ciała podnoszenie rąk do góry
- ćwiczenie wzmacniające – tutaj podsyłam filmik do YT. Robię 2x w tygodniu
Wiem, że dla niektórych czytających ten felieton, otwiera się kolejny element układanki pt. „o co jeszcze muszę zadbać”, co może doprowadzić w końcu do zaprzestania dbania o cokolwiek, ale jeśli mógłbym Was namówić na chociaż małą zmianę, to namówienie fizji na pogrzebanie Wam w okolicach biodra, nic Was nie kosztuje, a może spowodować znacznie zwiększone prawdopodobieństwo komfortu podczas biegania. O działaniu antykontuzyjnym w ogóle nie wspominam.
Tak samo, jak mam nadzieję, nie ma sensu uprawiać „kazań” o nieplanowaniu mocnego treningu po długiej jeździe autem. Bo to naprawdę nie idzie w parze.
I na koniec dość kontrowersyjna teza: jeśli masz WAŻNE zawody dalej niż 3h od miejsca zamieszkania, to pojedź dzień przed. Twoje nogi Ci za to „oddadzą”.