No i po Monte Grodo
Dane wejściowe:
a) jestem Dziadkiem, dzieci mam już dorosłe, za wnuczkami tęsknię, ale osobami pierwszego kontaktu i miłości są rodzice
b) mam pracę, którą można tak zorganizować, żeby raz w roku popracować więcej online, szkoląc, obdzwaniając klientów, spotykając się z nimi i pisząc oferty sprzedażowe. I nie wpływa to zasadniczo na realizację mojego celu sprzedażowego
c) stać mnie, żeby wydać zaoszczędzone 700 euro na miesięczny wynajem mieszkania tutaj
d) im starszy jestem, tym trudniej mi znieść polską zimę.
Od 5 lat więc przyjeżdżam. Za każdym razem na coraz dłużej, chociaż wprowadzenie w House of Skills hybrydy, raczej w 2025r,, tego miesiąca nie wydłuży. Nie będę podsumowywał tego okresu trenowania cyferkami. Mógłbym zerknąć w TP, ale ani nie śledzę tego na bieżąco, ani w sumie mnie to nie interesuje. No bo co z tego, że przebiegłem XYZ km. Jak jeździło się za JUNIORA MŁODSZEGO do Szklarskiej Poręby na zimowe obozy biegowe, to biegało się średnio 200km/tydzień. Więc i tak tego nic nie pobije.
Chciałbym jednak podzielić się kilkoma różnicami, jakich doświadczam z trenowaniu ad 2024.
Postawiłem sobie cel zbliżenia się do 15’ na 5km w pierwszej połowie sezonu biegowego, a w drugiej będę się wydłużał. Podobnie jak w zeszłym roku, zaraz po przyjeździe z Portugalii biegnę dawną Maniacką, potem 5km w Warszawie. Startem A, będzie czerwcowy bieg Ursynowa. Tam właśnie chce przytrzymać pierwszą grupę tyle, ile się da. W tzw. międzyczasie chcę się też nastartować. Bo brakuje mi rywalizacji.
różnica 1) biegam mniej i wolniej.
Zadania jakie dostaję od trenera w porównaniu do 2023 mają niższe prędkości i biegam znacznie krótsze odcinki. Wprawdzie pojawiają się (JUŻ) odcinki biegane na 3:05-3:10, ale sporadycznie. Biorąc pod uwagę, ze kołcz Kowalski lubi z biegiem lat dawać mi różne bodźce, a w zeszłym roku imprezą docelową były MŚ w półmaratonie, nie dziwię się. Jest to logiczne. Generalnie nie biegam podbiegów, mało jest BC2, dużo BC3. A stadionu nie ma w ogóle bo w remoncie ;)
różnica 2) bardzo dużo ćwiczę.
Z uwagi na październikową kontuzję, ale również stosownie do zalecenia Daniela Godlewskiego (mojego fizjoprzyjaciela) po KAŻDYM bieganiu robię 20’ set ćwiczeń rozciągająco wzmacniających, a 2 razy w tygodniu robię set ćwiczeń siłowych. Przyznaję, że okoliczności przyrody sprzyjają. Oczywiście jeśli nie muszę szybko z treningu wracać przed komputer. Ale godzinna różnica czasu pomaga. Wyobraźcie sobie, że kończycie trening na plaży, na molo czeka na was skitrany pod nim przygotowany zestaw: karton po chipsach oraz wypełniona mokrym piachem butla 7kg. Słońce świeci (nawet nie grzeje mocno), no chce się te ćwiczenia robić. Do tego dokładam sobie 30’ sesje jogi (te asany, które pamiętam i które nie powodują wstydu nawet wobec siebie ;) Trzymam się tego ćpiąc słońca, ale też jak juz zajdzie, oglądam przy okazji KAŻDY mecz Plusligi na Polsat Go (matko jaka to petarda). Nie pytajcie mnie czy to coś mi daje. Nie wiem. Zalecają, rozumiem argumentację - robię. Niepotrzebnie brałem matę. U “Chińczyka” kosztuje 5 euro.
różnica 3) nie mam dni wolnych
Trenuję 7 dni w tygodniu. Zeszłoroczne wolne poniedziałki zostały zastąpione sesjami BIKE + SWIM. Średni czas trwania roweru to 90-2h; średni dystans treningu pływackiego 3km+. Poza jednym rowerem, który odpuściłem ze względu na lekkie przeziębienie, solidnie realizowałem również te zalecenia. Pożyczałem rower od przebywającego tutaj na obozie SwimTriRzeszów i objeżdżałem znane mi okolice. Bez licznika wprawdzie, ale po jednym z rowerków, dostałem info od znajomego, że strava grzmiała o Personal Best ;)
O pływaniu wolę mniej niż więcej. Szybko wróciłem do średniego tempa pływania 1:45/100, ale ani nie jest to stylowe, ani jakoś nie mam do tego serca.
różnica 4) nie szaleję
Ponieważ zdarzyło mi się “o jedno potreningowe kąpanie w oceanie za dużo” to złapało mnie jakieś choróbsko. Porównałem to sobie ze skręceniem kostki w Szklarskiej. Moja psychiczna reakcja wyglądała wtedy mniej więcej tak: “cholera, przecież nie będę tak siedział, tejpuję i biegam dalej. Szkoda tego obozu”. Tutaj zrobiłem dzień wolny, odpuściłem trening, porządnie się podleczyłem, bo wiedziałem, że wyżej dupy nie podskoczę. Poza tym, alternatywa w postaci siedzenia na słoneczku i czytania, jakoś nie demotywowała. Podobnie z ćwiczeniami. Jeśli zdarzało mi się jakieś naciągnięcie lub mikrouraz, to po prostu przerywałem ćwiczenia, przenosiłem je na inny dzień lub robiłem dłuższą przerwę. Nie wiem czy to wiek, czy ciągle w głowie mam tę czarną dziurę z października: “MKON, to achilles, już nigdy nie będziesz biegał”. To, że mój start AAA czyli rekord świata na 5km w M55 tak daleko, też pomaga. Chyba mam większy dystans i trochę “luźniejsze szelki”. Oczywiście chciałbym żeby wszystko było tip-top i żebym był na 100%. No, ale jak nie jestem to przecież się nie potnę. Widać to też w moim podejściu do zadań. Jesli z powodu choróbska nie dają rady pobiec 2x2km, to zamieniam sobie to na 4x1. Jeśli dzisiaj, będąc już teoretycznie zdrowy, zobaczę, ze BC3 nie będzie wchodziło, zamienię to na BC2 bez specjalnych wyrzutów sumienia.
Jakby ktoś chciał więcej o logistyce tutaj - zapraszam (ceny niższe niż w PL) i polecam tę miejscówkę.
I żeby było jasne. Czasami padało, w nocy 6 stopni, więc jeśli bieganie przed szkoleniem, to na długo, no i jest drożej niż w zeszłym roku. Ale ciągle, espresso, które pije się z nogami zakopanymi w piachu plaży kosztuje 1 euro ;)
Piona i do usłyszania w PL