bo aż tak bardzo można mnie zaskoczyć protokołem leczenia skręconej kostki.
W czwartek rozpocząłem II część obozu w Szklarskiej Porębie. Wakacje to mało szkolen, a te które mam w kalendarzu są dla klienta międzynarodowego - czyli i tak online. Reszta to spotkania i oferty, więc ciągle jest możliwość pracy zdalnej. No to siedzę w Szklarskiej zamist w Kieźlinach. Usiadłem też do planu treningowego przygotowanego na następne 2 tygodnie przez Tomka i zobaczyłem, że w następny czwartek stoi: “BC2 w terenie mocno pofałdowanym. Albo Regle, albo droga na Orle”. Wiem, ze Regle mają pomierzone kilometry (co 500m), ale biegając tam wybiegania trudno jest te słupki zlokalizować (niby duże, ale szare). Podczas drugiego więc wybiegania pierwszego dnia II cz. obozu biegłem po Reglach i próbowałem lokalizowć wszystkie 10 słupków. No i zdarzyło się nieszczęście. Za mocno przydlądałem się poboczu, za mało patrzyłem pod nogi. Pomiedzy 3 a 3,5 podkręciłem nogę. I to naprawdę podkręciłem. Kilka pierwszych kroków po “wydarzeniu” to aż mroczki przed oczami. Zastosowałem oczywiście starą radziecką czy też Twisterową metodę - czyli rozbiegam to, ale po powrocie do auta (tak, skończyłem trening 50’ E) wiedziałem, ze nie jest dobrze. Noga spuchła i choć nie wylewała się z buta, to mając w perspektywie kolejne 13 dni lekko się podłamałem.
Przyjeżdżam do Szklarskiej od 1988r. Najpierw jako zawodnik, potem jako turysta, teraz jako sportowiec amator i mimo wszystkich słabych stron jakie to miejsce ma, osoba w tej miejscówce zakochana (ciągle). Również ze względu na ludzi tu mieszkających. No wiec pierwsza rzecz, którą robię to telefon do Fizjoterapeuty (przez wielkie F), którego zabierałbym na każdy obóz sportowy* Michała Michałkowa, który wprawdzie już mieszka w Jeleniej, ale podjechać tam - żaden problem. Skręcona noga, co robić. Michał ordynuje: w ciągu 4h masz się pokazać, akurat jestem w SzkP, załatw od kogoś tejpy i mam igły i działamy. Po tejpy najpierw dzwonię do Piotrka Rostkowskiego (który to na obozie kadrowym w Wałczu), potem do Adriana G**, który ratuje mi tyłek pożyczając rolkę.
I teraz zaczyna się protokół, który mnie zachwycił/zdziwił.
Wiedziałem, ze podróz na SOR i prawdopodobne włożenie mi nogi w gips nie wchodzi w grę. Pamiętam ze swojej historii, takie akcje, ale zdejmowałem te gips po kilku godzinach.
Kładę się u Michała na stole, a ten… wbija mi igły w nadgarstek. Boli jak cholera, ale najciekawsze, że czuję pulsowanie… w tej kostce.
Po 30’ Michał tejpuje mi kostkę usztywniając ją i każe dość często używać… widelca
Potem wysyła mnie do strumyka, z którego mam korzystać dość często (lub chłodzić nogę lodem)
Do tego dochodzi lek przeciwzapalny i voltaren.
No i dostaję zalecenia… jak najwięcej chodzić. Z bólem, ale chodzić. No to chodzę do 22. No i masaż limfatyczny.
W nocy noga boli tak, że dzień zaczynam o 4 rano. Chodzę. Noga ciągle opuchnięta, ale już jakby luźniej. O bieganiu ciągle nie myślę, nastawiam się, Że kolejny trening biegowy w poniedziałek. Ale z każdą godziną jest luźniej. Zadziwiająco luźniej.
O 13 trafiam po raz kolejny na stół. Michał rozluźnia mi troczki, wygina kostkę (ja też się wyginam), pracuje tymi złotymi nożami, wbija piny. MASAKRA. Potem wbija igły… w wewnętrzne części przedramion (!), w celu zmniejszenia obrzęku/opuchlizny. Leżę 30’ z zaleceniem, aby broń boże nie poruszyć żadnym palcem, bo będzie bolało. Po tym leci aplikacja tejpem, już nie usztywniająca, tylko limfatyczna.
Wychodząc z gabinetu (nie minęło 24h od skręcenia) mogę swobodnie wejść po schodach. Bez trzymania się poręczy, bez chodzenia na palcach.
Wtedy diabełek mówi: a może ten dzień nie jest treningowo stracony. Przecież jak nie możesz biegać, to możesz… jeździć na rowerze. Pożyczam MTB od Twistera idę na luźne 2h w butach kolarskich. Noga pracuje w pełnym zakresie, staram się mocno ciągnąć pietą w dół, tak, żeby rozciągać ścięgna. Wracam szczęśliwy.
Wieczorem masaż w rękawach, kolejna tabletka, kolejne smarowanie z planem próby biegowej w sobotę rano.
Piszę ten tekst po tym bieganiu. Noga nie boli. Oczywiście czuję jeszcze kostkę, ale wiem, że po skręceniu będą ją czuł jeszcze jakiś czas. Ale te 50’ poszły tak… jak każde przeszłe bieganie. Ruch stopy podczas biegu był normalnym ruchem, nie uciekałem przed bólem kalecząc technikę biegu. Po południu planuję drugi treningi, już bez tejpów z założeniem, że jeśli usunięcie usztywnienia jednak wpłynie na czucie kostki, to skracam trening i lecę się oklejać.
Tyle. Nie piszę tego tekstu, zeby się chwalić, że goi się na mnie jak na psie***. Może to skręcenie nie było takie poważne, jak mi się wydawało. Piszę ten tekst, żeby tak jak mnie to zaskoczyło, tradycyjne podejście: zdarzenie - lekarz - gips - 2 miesiące proszę nic nie robić jest kompletnie passe. A zdarzył mi się taki protokół w życiu i byłem świadkiem takiego podejścia ledwie zeszłym miesiącu. Igły w nadgastek? Dla mnie kosmos. Ale jeśli działa… to czemu nie.
O tym jak na psychę wpywa takie “mogę, nie ma żadnych barier, a tu nagle ZONK i koniec pieśni i planów” kiedyś napiszę odrębny tekst.
___________________________________________________________________________
* na szczęście jeździmy z Michałem w podobne miejsca w podobnym okresie :)
** Adrian jest również ważną postacią akcji z oznaczeniem Zakrętu Śmierci. Burmistrz to Jego Tata i wiem, że Pan Mirosław by się tak nie zaangażował, jakby Adrian w brzuchu mu tak nie powiercił (jak powiercił) ;)
*** może i się goi, ale ponieważ do lewa kostka, to bieganie po stadionie na razie odpuszczę (chyba, żę counterclockwise)
protokół "nie z tej ziemi"
Fizjoterapeuci to jest złoto. Ortopeda to leczy tam gdzie boli. A najczęściej mówi: nie chodzić, przestać biegać. A fizjo podchodzi całościowo, dla nich organizm to jedna wielka połączona machina. Wiele razy się o tym przekonałam.
Super, że dobrze idzie!
Mnie zastanawia, że to wszystko takie "mało ścisłe i powtarzalne". Bo w sumie jakby fizjo kazał Ci leżeć przez 1,5 dnia z okładem a potem lekki trucht przez kolejne 3 dni to chyba byś przyjął taką poradę.
Wiedza poszczególnych fizjo jest niedostępna dla nas maluczkich i zupełnie nie mamy jak zweryfikować.
Lekarze za to często jakby zatrzymali się w latach "70 XXw. I mimo, że procedury są weryfimowalne i powtarzalne to są odklejone od realiów 2023 r.
I bądź tu mądry ;-) Piszę to samemu chodząc do fizjo w pierwszym odruchu.