Wpis ten może sprawiać wrażenie “cierpień młodego (hmmm) Wertera”, ale jednak dylemat mam. Kilka lat temu, podczas szykowania się do kolejnej próby złamania 2:30 w maratonie usłyszałem: „mkon, to już ostatni dzwonek na życiówki”. Strasznie sobie to wdrukowałem w głowę. I trwałem w tym stanie do…. 2023, kiedy to pobiłem życiówki z młodości na wszystkich możliwych dystansach. No może nie na 1000m (2:42), ale to może dlatego, że nie potrenowałem i nie próbowałem.
Skąd ten dylemat? Bo wiem (jest to empirycznie zbadane), że z każdym rokiem, w maratonie, szansa na życiówkę spada o 1’. Mój przyjaciel prześledził to dość szczegółowo. Mówimy o wynikach sub 2:30 w mojej kategorii wiekowej.
Kolejną cegiełka w dylemacie wpływającym na plan na II część sezonu, jest prędkość. Tę przecież traci się szybciej niż wytrzymałość. 15:29/5km, to nie jest kosmiczna prędkość, ale nie wiem skąd, wyczuwam potencjał na podkręcenie tego wyniku jeszcze mocniej. Do Rekordu Świata M50 nie zbliżam się nawet myślami. Jednak to właśnie Rekord Świata w późniejszych latach, staje się moim biegowym celem życia. Tak jak w triathlonie „zostanę Mistrzem Świata w M50” było moim motywatorem od 2012r. Mam cel długofalowy i to jest mega mobilizujące. No właśnie mobilizujące, żeby nie wszystko w jednym roku, żeby się oszczędzać, ale żeby jednak złapać taki moment, kiedy wykorzystując bycie w najlepszej formie, zaryzykuję trening specjalistyczny i skoncentruję się na kształtowaniu określonego rodzaju formy. W końcu die, or keep trying, nieprawdaż? Ja po prostu muszę mieć jakiegoś króliczka, którego nawet nie widać w całości. Wystarczy mi jak widać same „słuchy” za horyzontem (chociaż to u zająca, nie królika).
Co to oznacza w praktyce w perspektywie II połowy 2023. No wiec najpierw musze pozbyć się wszystkich michałków z krwi 😉 Po starcie w Biegu Ursynowa zapowiedziałem Pani Dietetyk, że po 2 tygodniach wprawdzie celuję w +2kg (udało mi się), ale mam zamiar odżywiać się wyłącznie słodyczami i ciastami (udało się prawie). A potem jedziemy z treningiem maratońskim. Bo Rekord Polski M50 jest moim celem A ad 2023. Ale bardzo kusi mnie złapać kilka srok za ogon. Stąd chyba z agendy spadnie Frankfurt (październik), na rzecz Walencji (grudzień), co da mi trochę większy luz i swobodę w pobawieniu się w trening do sub 32/10km i sub 1:11 w półmaratonie. Nie chcę się o to zabijać, będę traktował to jako starty treningowe (w treningu znaczy, a nie że mało ważne) i raczej z treningu maratońskiego. Prawdopodobieństwo, ze założę w tym roku jeszcze kolce jest raczej małe. Planuję tez 2 razy odwiedzić Szklarską Porębę, żeby poharatać tam trochę na Zakręcie Śmierci czy na drodze pod reglami.
Teraz wtręt obok. Uwielbiam ogłaszać swoje plany. Pewnie jest to jakoś zahaczające o ego i „show-off”, ale naprawdę wierzę w moc automotywacji jak i bodźców zewnętrznych. Mam silne wewnętrzne przekonanie: co chcę zrobić i dlaczego. To jest absolutna podstawa jakiejkolwiek konsekwencji w realizacji planu. Nie odpuszczaniu i bycia konsekwentnym, a co za tym idzie skutecznym. Można mieć zajebistą motywację wewnętrzną, ale warto mieć też motywację zewnętrzną. Taką jest dla mnie ten bacik w postaci potencjalnego „ostracyzmu, czy wyśmiania”.
Bądźmy szczerzy. Ani on potencjalny, ani rzeczywisty ten ostracyzm. Przecież od 2009r (wtedy założyłem stronę MKON na feju) nikt nigdy nie napisał: „MKON dałeś dupy, takie miałeś plany i co?” Nikt tak nie napisał nawet po największym rozczarowaniu, czyli II miejscu w MŚ w 2022r. Ale myślenie: „kurde tak zapowiadałem i nie mogę dać ciała” jest DLA MNIE mobilizujące. Jest to ten negatywny bodziec, taki jaki mam na sali szkoleniowej. Robię wszystko, żeby poza przesłaniem merytorycznym (know-how) uczestnikom się podobało. Wiem, że mam nazwisko, wiem że mam kontrakt, wiem że robię to ponad 20 lat i robię to dobrze. Wiem też, że w 80% przypadków człowieka siedzącego naprzeciwko nie zobaczę już nigdy więcej. Więc jak dam ciała, to nic z tego nie będzie wynikać. Ale „co uczestnik szkolenia napisze w ankiecie” było i będzie dla mnie tym dodatkowym bodźcem, żeby dawać z siebie 100%. Nawet jak mi się nie chce. Szkolenie jest rutynowe, a uczestnik jest tzw. „zesłańcem” (kazali mi to przyszedłem).
Podobnie jest w treningu. Motywacja zewnętrzna nie jest niezbędna. Ale przydaje się w tym momencie jak Kowalski pisze: „a po tysiączkach zrób 4-6 x 400m po 1:09-1:11” I wtedy wiadomo, że na tych sztywnych nogach zrobię 6, a nie 4 i raczej po 1:09 a nie po 1:11.
dziękuję Kinga za tego mema! :*
Roztrenowanie i po roztrenowaniu
Ciekawy motyw z tym ogłaszaniem. Od razu napiszę, że ja biorę udział w zawodach dla funu i czasem uda mi się jakiś PR zrobić. Ale nie ogłaszam co mam w planach bo jestem... przesądna! :P Kiedyś kilka razy ujawniłam swoje plany i ktoś mi wyjechał z tekstem: tylko się nie uszkodź. No i się uszkodziłam! Dlatego teraz gęba na kłódkę. Ale rozumiem Twój tok myślenia. Plus, ja bym nigdy komuś nie wyleciała z tekstem, że: dałeś d... Raczej: stary, następnym razem dasz radę! :)